W poszukiwaniu naszyjnika Błękitnej Ludwiki – część czwarta

Tamtego ranka Ludwika nie pojawiła się na śniadaniu. Nie miała chęci z nikim rozmawiać. Była przygnębiona. Dzięki podjętym staraniom udało jej się uniknąć spotkania z Anną i Różą. Towarzystwo przyjaciółek, zwykle miłe i pożądane, dziś wydawało się drażniące.

Ubrała się w pośpiechu. Przez nikogo niezauważona wymknęła się do parku. Stamtąd poszła jeszcze dalej, na rozległe łąki rozpościerające się za warzywnikiem. Tak się cieszyła na wczorajszy wieczór! Tymczasem okazał się on kompletną katastrofą. Ojciec zanudzał gości opowieściami o owcach. A że nikt nie był na tyle obeznany z tematem, co hrabia, towarzystwo przyjęło wywody pana domu milczącą obojętnością, jeśli nie dezaprobatą. Matka wychwalała jej zalety z nadmierną gorliwością, przypisując talent muzyczny, którego za grosz nie miała. A gdy wreszcie wstali od stołu i mogła porozmawiać z narzeczonym, ten, po przeczytaniu listu, nie okazał zaniepokojenia losami naszyjnika, lecz przygnębienie z powodu nieuwagi i braku roztropności swojej wybranki. Niemojewscy byli zamożną i szanowaną familią. Co sobie pomyślą? A jeśli cofną zgodę na związek syna? Odsunęła od siebie tę myśl.
Nagle w zasięgu wzroku dziewczyny pojawiła się grupka dzieci. Nadeszły od strony wsi. Były brudne i nędznie odziane, jednak słyszała ich śmiech. Rozmawiały głośno i gestykulowały. Najmłodsze niosło niewielkie zawiniątko – szmacianą lalkę.
- Powinnam była porozmawiać z dziećmi! Jak mogłam o tym zapomnieć?- myślała Ludwika. Obraz, który miała przed sobą, przypomniał jej poszukiwania na podwórzu i przeoczenie być może znaczącego faktu – dzieci bawiące się w pobliżu oficyny na pewno zauważyły każdą niezwykłą rzecz lub niecodzienne zdarzenie. Tak, koniecznie powinna z nimi porozmawiać. Łatwiej jednak pomyśleć niż zrobić. Ludwika dobrze pamiętała, jak ostatnio uciekły na jej widok.
- Potrzebna mi pomoc Róży – westchnęła. Wiedziała jednak, że nie może na nią teraz liczyć.  Pomyślała, że może gdyby dała dzieciom słodycze, pozwoliłoby to przełamać ich nieufność. Roześmiana grupka wolno przesuwała się w jej kierunku. Ludwika, nie chcąc ryzykować przypadkowego spotkania, na które nie była przygotowana, odwróciła się i pobiegła w stronę domu.
- Gdzie ty się podziewasz? – zapytała Anna, którą Ludwika spotkała na schodach. – Rodzice od rana o ciebie pytali.
Ludwika zignorowała uwagę przyjaciółki.
- Jeśli chcesz mi pomóc, to proszę, znajdź Różę i poproś, żeby przyszła do mojego pokoju i zabrała ze sobą  pudełko herbatników – poprosiła, nie wdając się w żadne wyjaśnienia.
Gdy tylko znalazła się w swojej sypialni, jej wzrok padł na Ewę. Porcelanowa, uśmiechnięta twarzyczka lalki zdawała się spoglądać na Ludwikę wyczekująco. Zabawka była stara, miała mnóstwo zszarzałych koronek i rozczochrane włosy niedbale związane wstążką. Ulubiona lalka Ludwiki, zamówiona przez jej matkę chrzestną aż w Berlinie.
- Pomóż mi, Ewo – zwróciła się do zabawki. – Zamieszkasz teraz z kimś, kto cię będzie bardziej cenił niż ja.
Róża zaaprobowała plan Ludwiki, jednak poradziła, żeby zaczekać z jego realizacją do popołudnia, gdy dzieci będą na podwórzu na tyłach oficyny.
Czas wlókł się Ludwice niemiłosiernie, wreszcie Róża zdecydowała, że pora wyruszyć. Na podwórku bawiła się czwórka dzieci. Biegały i krzyczały. Na widok dziewcząt umilkły.
- Bawicie się w berka? – zapytała Róża. Dwoje młodszych dzieci cofnęło się i spuściło głowy. Najmłodsza dziewczynka podniosła z trawy szmaciankę i przytuliła ją, jakby chciała zabawce dodać otuchy. Jej starsza siostra nie okazywała bojaźni tylko ciekawość.
Uśmiechnęła się do Róży i przytaknęła. Służąca poczęstowała dzieci ciastkami i wyjaśniła, że panienka, która mieszka w pałacu, jest prawie dorosła i szuka nowego domu dla swoich lalek. Ma nadzieję, że zaopiekują się jej ulubienicą Ewą. Dziesięcioletnia Kasia przyjęła prezent. Lalka zrobiła wrażenie. Stopniowo dzieci pokonały nieśmiałość i lęk, zdawały się być wyraźnie podekscytowane nową znajomością.  
- Czy znalazłyście coś w czasie zabawy? – pytała Róża.
Dzieci spojrzały po sobie, potem zaprzeczyły. Ludwika bez trudu zauważyła małą chwilę zastanowienia, a potem wahanie w ich głosie. Zrozumiała, że nie chcą kłamać, jednak zostały zobowiązane do zatajenia prawdy.
- Tatko zabronili mówić. – wyjaśnił umorusany malec.
- Jak powiemy, będą kło-po-ty – dodała jego młodsza siostra.
- Ta panienka zgubiła coś ważnego – powiedziała Róża. Jeśli nie znajdzie tej rzeczy, też będą kłopoty.
- Pani szuka korali? Takich pięknych? – zapytała Kasia.
Ludwika przykucnęła obok niej i wyjaśniła dziewczynce, że jeśli ich nie znajdzie, jej rodzice bardzo rozzłoszczą się na nią.
Kasia okazała zrozumienie i przyznała, że najmłodsza, Basia, znalazła ozdobę, gdy lepiły z błota babki, po czym zawiązała ją wokół zniszczonych ubranek szmacianej lalki i zabrała do domu.
- Tata bardzo się gniewali – powiedziała cicho Basia. – Kazali sobie oddać korale i nie mówić nikomu.
Ludwika i Róża podziękowały dzieciom, rozdzielając słodycze między całą czwórkę. Pożegnały się i wróciły do pałacu. Miały o czym rozmawiać. I o czym myśleć.
- Kim jest ich ojciec? – zapytała Ludwika Różę, gdy tylko zostały same. – Trzeba natychmiast go odszukać i z nim porozmawiać. A co, jeśli sprzedał naszyjnik?
- Nie zrobił tego. To uczciwy człowiek. Jest pomocnikiem ogrodnika.
- Skoro taki uczciwy, to dlaczego nie przyniósł naszyjnika do pałacu?
Pytanie Ludwiki nie czekało długo na odpowiedź.


Zagadka nr 4.
Kogo przedstawiają rzeźby znajdujące się w pałacowym parku? Kiedy powstały?
Dlaczego pomocnik ogrodnika obawiał się przynieść naszyjnik do pałacu?
Odpowiedzi prosimy zamieszczać na facebooku lub wysyłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Rozwiązanie zagadki nr 3 – poprzednikiem długopisu było odpowiednio przycięte pióro ptasie i atrament; Ludwika nie zapytała bawiących się dzieci, czy coś widziały.


 

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY