W poszukiwaniu naszyjnika Błękitnej Ludwiki – część szósta

Pałacowe zegary nie zawsze wskazywały dokładną i tę samą godzinę, jednak, jak zauważyła Ludwika, ostatnio ich wskazania niewiele ją obchodziły. Coś dziwnego stało się z czasem. Płynął coraz szybciej. Przyśpieszał. Dzień zaręczyn, o którym marzyła, zbliżał się wielkimi krokami. Cieszyła się na tę wyjątkową chwilę. Czuła jednak zarazem niepokój i obawę.

Wczoraj dostarczono suknię. Drżącymi rękoma otwierała ozdobne pudełko, by wydobyć z niego najdelikatniejszy muślin, jaki w życiu widziała. Suknia była zachwycająca a zarazem bardzo prosta. Krótki, wysoki stan w kolorze pogodnego nieba, wykończony delikatną, białą koronką i szeroka, lekko rozkloszowana, o ton jaśniejsza spódnica. Zaokrąglone wycięcie pod szyją stworzone ręką zdolnego krawca tylko po to, by zaprezentować cenny klejnot. Wiedziała, że najpóźniej w przeddzień balu ojciec zaprosi ją do siebie po to, by podarować jej stary, srebrny naszyjnik, którego ozdobne ogniwa uformowano na kształt kwiatów. Piękny i delikatny, doskonale pasowałby do stroju. Jednak zniknął z powodu jej błędu i lekkomyślności. Czy wystarczy mi odwagi, żeby powiedzieć ojcu prawdę? – pytała Ludwika samą siebie. Musiała uznać swoją porażkę. Nie miała żadnego pomysłu, jak prowadzić dalsze poszukiwania, a czasu było coraz mniej.
Rozmyślania Ludwiki przerwało ciche pukanie. Do pokoju weszła Róża. Wydawała się przygnębiona i tak bardzo czymś przejęta, że nieproszona usiadła na sofie obok swojej pani.
- Dowiedziałaś się czegoś nowego? – zapytała Ludwika z nadzieją.
Róża skinęła głową.
- To nie są dobre wieści – powiedziała. – Służba domowa i pół folwarku gada o tym, że Sąsiadek chodzi wieczorem po parku. Raz złapał go stary ogrodnik, Maciej. Nie dowidzi wprawdzie, ale zna panicza Toniego od dziecka. Wieści te dotarły do hrabiego, który zdenerwował się tym bardzo. Obawia się, że cały Gzichów będzie powtarzał, że zaręczona panna Mieroszewska spotyka się potajemnie z byłym adoratorem.
- To dlatego ojciec rozmawiał ze mną w tak dziwny sposób – westchnęła ciężko Ludwika.
- Zaraz, pomyślcie – przerwała jej Anna, która dotąd milcząco przysłuchiwała się relacji Róży. Jeśli Antoni odwiedzał park, to znaczy, że mógł widzieć naszyjnik zawieszony na rzeźbie. Mógł też go zabrać.
- Nie zrobiłby tego! – Ludwika i Róża zaprotestowały równocześnie.
Anna nie była tego całkiem pewna.
- Mógł to zrobić dla żartu. Albo zechce zwrócić go w czasie zaręczynowego balu - zasugerowała.
- Nie został zaproszony – powiedziała Ludwika. – Ojciec rozmawiał o tym z jego rodzicami. Zarzeccy to dobrzy sąsiedzi i przyjaciele. Uznali, że udział Toniego w takim wydarzeniu nie będzie stosowny.
Anna spojrzała na kuzynkę krytycznie. Nie rozumiała tej całej stosowności. Dla niej przyjaźń i szacunek były więcej warte.
- Zapytaj go o to – poradziła, wierząc, że szczera rozmowa to najlepszy sposób na wyjaśnienie wątpliwości.
- Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym złamać słowo dane ojcu – powiedziała Ludwika. – Nie mogę spotkać się z Tonim, ale… Różo! Zaniesiesz do dworu Zarzeckich list – zdecydowała szybko. – Tylko tak, żeby nikt cię nie zobaczył – dodała z westchnieniem i sięgnęła po pióro. Nie było czasu do stracenia.
Róża po raz kolejny udowodniła, że jest niezastąpiona. Wywiązała się z powierzonego jej zadania znakomicie. Przez nikogo niezauważona wymknęła się z domu i nim ktokolwiek zdołał dostrzec jej nieobecność, wypełniła trudną misję. Miała dla swojej młodej pani zaskakujące wieści. Antoni Zarzecki nie odpowiedział na list, nie chciał bowiem, by korespondencja między nimi postawiła jego dawną przyjaciółkę w trudnej sytuacji.
- Twierdzi, że nie odwiedzał parku, nie miał żadnego powodu, by się tam zakradać bez zaproszenia. Nie wie nic o losach naszyjnika. Życzy panience szczęścia i przesyła gratulacje – relacjonowała młoda służąca.
- Nie wierzę w ani jedno słowo! – prychnęła Anna.
- A ja tak – stwierdziła Ludwika. – Toni zawsze mówił prawdę.
- Jest jeszcze jedna sprawa – powiedziała Róża niepewnie. - Pan Antoni rozmawiał ze mną na podwórzu przy stajniach. Gdy mnie zobaczył, przywitał się grzecznie i przeprosił za swój strój. Dowiedziałam się, że zastępuje chorego ojca i przyucza młodszego brata do gospodarskich zajęć. Wituś, najmłodszy z Zarzeckich, gdy mnie zobaczył, zaczerwienił się jak burak, a potem niemal uciekł do stajni. Po skończonej rozmowie pożegnałam pana Toniego, ale nie odeszłam. Nigdy nie podsłuchuję, jednak tym razem…
- Dobrze zrobiłaś, Różo – Ludwika przerwała obiekcje dziewczyny. – Wiem, że potrafisz ocenić sytuację i wybrać odpowiednią drogę postępowania.
Róża zmieszała się. Nie była dumna ze swego postępku i trudno jej było przyjąć pochwałę za to, za co służbę zwykle ganiono.
- Pan Antoni rozmawiał z bratem i wyrażał zdziwienie, jakim sposobem mógł być widziany w miejscu nieodwiedzanym od pół roku. Wituś jąkał się tylko i coś tam do brata wydukał, a potem pytał o chorobę konia. Ten Wituś to ładny chłopak, będzie tak przystojny jak panicz Antoni i do niego podobny, ale nie ma rozumu brata. I mruk z niego. Udało mi się usłyszeć też inny fragment rozmowy, panienka wybaczy, o tym, że mamy w pałacu pomyloną służącą, dziecko jeszcze, która biega i tańczy wkoło domu. Nie wiem, o kim mowa, najmłodsza jest Hela, młodsza siostra naszej Elżuni, trochę postrzelona, ale na pewno nie pomylona i pilnie uczy się na pokojówkę, złego słowa o niej powiedzieć nie mogę.
Ludwika, w miarę jak Anna mówiła, nabierała nowej nadziei.
- Różo, zastanów się dobrze i odpowiedz, który z braci opisywał nasze warunki domowe?
- Pan Antoni – powiedziała Róża. – Jednak nie oskarżał o nic służby, muszę to przyznać. Witold milczał, tak jak mówiłam, sprawia wrażenie mało rozgarniętego. Może dlatego że młody?
Ludwika zaśmiała się nieoczekiwanie.
- Zapewniam cię, moja Różo, Witold jest równie bystry jak jego brat – powiedziała.
- Widzisz w tym wszystkim jakiś sens? – zapytała Anna.
Ludwika skinęła głową.
- Myślę, że ciągle mam szansę odnaleźć naszyjnik. – Dziękuję ci, Różo – powiedziała, zwracając się do służącej. - Odbędę teraz pewną rozmowę. A jeśli mój plan się nie powiedzie, ponownie poproszę cię o pomoc.

Zagadka nr 6.
Na którym z przedstawionych zegarów Ludwika mogłaby sprawdzić czas, gdyby chciała dowiedzieć się, która jest godzina: dnia 20 kwietnia 181…roku i dnia 20 kwietna 2020 roku?
Z kim Ludwika chciała porozmawiać?
Odpowiedzi prosimy zamieszczać na facebooku lub wysyłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Rozwiązanie zagadki nr 5 – polichromie w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie: sala medalionów portretowych – Józef Mieroszewski, ojciec Ludwiki, herb rodziny Mieroszewskich, sala myśliwska – scena polowania na dzika, w tle widok zamku będzińskiego, sala turniejowa – sceny pojedynków, zmagań rycerskich ozdobione przedstawieniami architektury obronnej; Antoni był przez ogrodnika widziany w pobliżu pałacu, co nasunęło ojcu Ludwiki podejrzenie, że córka spotyka się z przyjacielem z dzieciństwa.

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY