Stara mądrość ludowa twierdzi, że wystarczy łyżka dziegciu aby zepsuć smak całej beczki miodu.

Samo to wskazuje, że chodzi o substancję silnie oddziałującą na otoczenie. Ale co to było: ten dziegieć? I znowu musimy cofnąć się w czasy bardzo odległe. W okresie średniowiecza na terenie dzisiejszej dzielnicy miasta Dąbrowa Górnicza, zwanej Strzemieszycami Wielkimi, była wioska. Ludzie pobudowali chaty nad miejscowym potoczkiem u stóp Sroczej Góry i trudnili się „chałupniczym” wytopem ołowiu z rud pozyskiwanych w pobliskich kopalniach. Praca gwarków nie była ani łatwa, ani czysta. A mówimy o czasach, kiedy wszystkie substancje pomagające zachować higienę osobistą były „eko” i większość produkowano w domu. Tak też było z dziegciem. W pozostałościach jednej z chat natrafiono w czasie wykopalisk archeologicznych na fragment denny glinianego garnka. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie czarna, smolista substancja przywarta do jego powierzchni. Oddano do analizy chemicznej. Odpowiedź brzmiała: dziegieć. To właśnie był ów uniwersalny środek higieniczny naszych przodków. Nacierano nim skórę, także głowy, aby pozbyć się pasożytów. Łatwo było wyprodukować go w gospodarstwie domowym. Wkładano garnek w garnek (odpowiednio dopasowane), z tym, że ten w środku miał dziurawe dno. Nakładano do środka pociętej kory brzozowej i na ogień. Wypływający z górnego naczynia sok zagęszczał się w dolnym i tak otrzymywano popularną maź do odkażania skóry. Dzisiaj nazwalibyśmy ten proces suchą destylacją, ale jak zwał, tak zwał, ważne, że potrafili wytworzyć tak przydatny produkt.

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY