W pałacu panowało wielkie poruszenie. Nie było w tym nic dziwnego – wszak wkrótce miał się odbyć wielki bal, no i oczywiście zaręczyny.

Wiadomość, że Ludwika z Mieroszewskich wychodzi za mąż, obiegła okolicę lotem błyskawicy. Emocje przeżywane przez rodzinę udzieliły się służbie, a nawet pracownikom folwarku. Młoda panienka była lubiana, zawsze uśmiechnięta, uprzejma, grzecznie zwracała się do wszystkich, także tych niższych stanem.
- Winszuję! Winszuję! – wołał wiekowy ogrodnik Maciej, gdy tylko zobaczył wdzięczną postać córki chlebodawcy. Wybiegła na podjazd, by powitać Annę, daleką krewną, którą miała gościć przez około miesiąc. Po serdecznych powitaniach dziewczęta pobiegły do domu.
Ludwika nie mogła się doczekać przyjazdu Anny. Tak bardzo chciała z kimś dzielić swoją radość! Kuzynka była od niej rok starsza. Darzyły się szczerą przyjaźnią i często wymieniały listy.
- Nie potrafię wyrazić, jaka jestem szczęśliwa. – powiedziała Ludwika. – Rodzice od razu udzielili zgody. A teraz – nie uwierzysz! Bal! Zaręczyny!
- Tak się cieszę, moja kochana Ludwiko!
- Mam dostać od ojca nową suknię na tę okazję.
Był to fakt godny odnotowania, gdyż hrabia i szambelan królewski wychowywał córkę, kierując się umiarem. Nie brakowało jej niczego, ale też nie spełniano wszelkich jej zachcianek. Józef Mieroszewski wierzył bowiem, iż skromność i roztropność są podstawą miłego obejścia i szczerego, prawego charakteru.
- Czy myślałaś już o tym, jakiego koloru będzie suknia? – chciała wiedzieć Anna.
- Kremowa. Udekorowana herbacianymi różami. – odparła Ludwika z rozmarzeniem.
Uśmiech zgasł na twarzy Anny.
- Dlaczego tak patrzysz? – zapytała Ludwika. – To zły pomysł?
- Okropny. Będziesz wyglądała jak zjawa. Dla ciebie – tylko błękitny – powiedziała dobitnie. – W tym ci do twarzy.
Ludwika roześmiała się.
- Wiesz, ojciec obiecał zamówić suknię w Warszawie. W końcu dziedziczka Mieroszewskich nie może na własnych zaręczynach wystąpić w stroju z ubiegłego sezonu!
- Potrzebujesz też biżuterii. – zauważyła Anna. – Dostojne damy noszą cenne klejnoty.
- Dostojną damą będę za dwadzieścia lat. Uważam jednak, że nie warto czekać z noszeniem biżuterii tak długo– zdecydowała Ludwika. – Pokażę ci piękny naszyjnik, jest w naszej rodzinie od pokoleń. Będzie pasował doskonale do błękitnej sukni. – Chodźmy! Szybko! Póki ojca nie ma w domu.
Dziewczęta cicho nacisnęły klamkę gabinetu gospodarza i bezszelestnie weszły do środka. Ludwika podeszła do biurka i wysunęła środkową szufladę po prawej stronie. Wyjęła z niej haftowaną sakiewkę. Z najwyższym zdumieniem odkryła, że jest pusta.
- Przecież był tutaj! To niemożliwe! – zawołała.
- Może zabrał go twój ojciec… - zasugerowała Anna.
Nagle drzwi otwarły się z impetem. Ludwika zamarła, a Anna z wrażenia na chwilę przestała oddychać.
- Przestraszyłaś nas, Różo. – westchnęła Ludwika.
Młoda służąca uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wygląda panienka, jakby zobaczyła ducha. Coś się stało?
- Zniknął naszyjnik. – Ludwika pokazała puste wnętrze wyłożone aksamitem.
Róża pobladła.
- Panienko, to niemożliwe. – wyjąkała. – Pan nie pozwala, żeby mu przeszkadzać, dlatego sprzątam tylko pod jego nieobecność. Winić za kradzież można tylko mnie.
Ludwika ufała Róży i traktowała ją jak przyjaciółkę. Była pewna, że służąca nigdy nie zrobiłaby czegoś tak niegodziwego.
Słysząc kroki na schodach, dziewczęta pospiesznie opuściły gabinet. Wszystkie dobrze rozumiały, że jak najszybciej muszą wyjaśnić tajemnicę, zanim ktokolwiek zauważy zniknięcie rodzinnej pamiątki.
- Przyznam się stryjowi do szperania w jego rzeczach i zapytam o los naszyjnika – zaproponowała bohatersko Anna.
Ludwika i Róża popatrzyły na nią z niedowierzaniem. Skoro wpadła na taki pomysł, to znaczy, że nie miała pojęcia, jak zasadniczym człowiekiem jest hrabia.
- Za pozwoleniem panienki, najlepiej będzie, jeśli same rozwiążemy zagadkę – zaproponowała młoda służąca. – Po nitce do kłębka.
- Co masz na myśli? – dociekała Anna.
- Moja babcia powtarzała, że gdy nie wiadomo, co zrobić, trzeba zadawać pytania, a potem poszukać na nie odpowiedzi – wyjaśniła Róża.
Ludwika czuła się winna, że postawiła swoje towarzyszki w tak trudnej sytuacji. Nie wiedziała, jak postąpić. Spojrzała przelotnie na mijane portrety przodków w nadziei, że któryś podsunie jej pomysł na rozwiązanie problemu, jednak poważne i stateczne oblicza w bogato zdobionych ramach z obojętnością traktowały jej zmartwienia.
- A jeśli naszyjnik nie znajdzie się? – pomyślała z lękiem.
Miała wrażenie, że wąsaty mężczyzna o śmiałym spojrzeniu skarcił ją wzrokiem za tę myśl. Nie wolno się poddawać. Trzeba pokonywać przeciwności losu.

*

W związku z zapowiedzianym miesiącem Błękitnej Ludwiki zapraszamy wszystkich do wspólnej zabawy – będziemy publikować na stronie internetowej opowieść o naszej bohaterce. Każdy jej odcinek będzie zawierał zagadkę – zachęcamy, by zabawić się w detektywa i rozwiązać wszystkie zadania. Przedstawiona opowieść ma charakter fikcyjny, nawiązuje do legendy o Błękitnej Ludwice oraz do informacji o dziejach rodziny Mieroszewskich i ich siedziby.

Zadanie 1:
Ile pokoleń dzieli Ludwikę od mężczyzny z portretu? W jakim stopniu są spokrewnieni?
Jakie pytanie powinna zadać Ludwika, żeby odnaleźć naszyjnik?
Rozwiązanie – w następnym odcinku.

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY