- Płacze i szlochy Heli trwały wczoraj przez całe popołudnie, a może nawet i pół wieczora – powiedziała Ludwika, relacjonując Annie wczorajszą rozmowę z młodą służącą. – Po wylaniu rzeki łez panna pokojowa wyznała, że faktycznie, kilka razy spotkała się z Witoldem Zarzeckim.

Spacerowali i rozmawiali w parku, do którego chłopak zakradał się chyłkiem.
- A ogrodnik, widząc znajomą postać, wziął go za starszego brata… - zauważyła Anna.
- Tak się musiało stać. Obawiam się, że Maciej, z racji wieku, nie odróżnia kapusty od rododendrona – stwierdziła Ludwika.
- Pytałaś o naszyjnik? – dociekała Anna.
Ludwika przytaknęła.
- Na samą wzmiankę o nim Hela niemal dostała spazmów. Zaklinała się na wszystkie świętości, że niczego nie ukradła – dodała.
- Wierzysz jej? – zapytała Anna.
- Powiedziała prawdę. Niczego nie ukradła. Myślę, że znalazła naszyjnik i nie chce się do tego przyznać. Po naszej wczorajszej rozmowie wie, że to cenny klejnot i pamiątka rodzinna. Dla niej jest bezwartościowy. Nie może go ani nosić, ani sprzedać. Nie może się nawet przyznać, że go ma.
- Co zamierzasz?
- Poprosiłam o pomoc niezrównaną Różę. Będzie uważać na wszystko, co dzieje się w domu. Mam nadzieję, że naszyjnik znajdzie się gdzieś przypadkiem podrzucony przez Helę.
Anna popatrzyła na przyjaciółkę z uznaniem.
- Rozwiązałaś zagadkę. Po nitce do kłębka.
- Nie jestem tego pewna – przyznała Ludwika. – Dziś wieczorem zaręczynowy bal, a naszyjnik jeszcze się nie znalazł.
Podeszła do lustra i poprawiła włosy. Powinny z Anną udać się do jadalni. Śniadanie miało być dziś szczególnie uroczyste. Myślała, że będzie odczuwać wyłącznie radość i szczęście. Została bardzo szczodrze obdarowana przez los. Tymczasem była zdenerwowana i - czego nie chciała przyznać nawet sama przed sobą - bała się, co przyniesie ten dzień.
Gdy ubrana w białą, poranną suknię weszła do jadalni, oczy domowników i kilkorga przybyłych wcześniej gości, należących do kręgu najbliższych krewnych, skupiły się na niej. Przyciszone głosy wypowiadały konwencjonalne uwagi, które zwielokrotniała przestrzeń pałacowej sali.
- Ładnie wyglądasz, Ludwiniu…
- Jest taka piękna…
- Do twarzy ci w tym kolorze…
- Będzie szczęśliwa…
- Robi doskonałą partię…
- Twój narzeczony przesłał dla ciebie prezent – powiedział hrabia. Trzymał w rękach podłużne, wąskie pudełko obleczone ciemną materią. - Zamówił dla ciebie naszyjnik i prosi, abyś uczyniła mu ten honor i przyjęła, jak napisał, skromny dar. Ma nadzieję, że zechcesz go założyć dzisiejszego wieczora.
Anna zauważyła, że kuzynka pobladła. Z niepewnym uśmiechem przyjęła z rąk ojca prezent i otwarła pudełko. W środku znajdował się przepiękny sznur pereł. Z uznaniem skinęła głową. Dobre wychowanie i konwenanse nie pozwalały na więcej. Przysłanie takiego daru było śmiałym gestem i wykraczało poza tradycję. Skoro jednak otrzymała prezent za pośrednictwem rodzica, to przyjęcie go nie było niczym niestosownym. Wychowanie Ludwiki miało ją przygotować do stawiana czoła takim sytuacjom.
Ludwika odetchnęła. Przez jedną krótką chwilę obawiała się, że w aksamitnym wnętrzu opakowania zobaczy swoją zgubę. Czy zdołałaby ukryć emocje? Hojny gest narzeczonego zrobił na niej wielkie wrażenie. Czuła się zawiedziona i rozczarowana, gdy krytycznie odniósł się do jej roztargnienia i braku uważności, teraz jednak starał się jej pomóc.
- Skoro już mowa o prezentach – zaczął hrabia – to kilka lat temu obiecałem coś pewnej małej dziewczynce, która przychodziła do mojego gabinetu, wdrapywała się na kolana, by po odprawieniu guwernantki radośnie przeszkadzać mi w pracy…
Była to jedna z rodzinnych anegdot powtarzana przy różnych okazjach. Ludwika lubiła podobne opowieści, zwłaszcza te, które mówiły o więzi łączącej ją z ojcem. Teraz jednak, gdy zrozumiała, do czego rodzic zmierza, przestała oddychać. Spojrzała na Annę przelotnie szeroko otwartymi oczyma. Był w nich strach. Co robić? Gdzie szukać pomocy? – myślała Ludwika gorączkowo.
- … obiecałem mojej córce, że w dniu zaręczyn dostanie pewien niezwykły przedmiot, który jak wiem, bardzo przypadł jej do gustu – mówił hrabia. – Chcę dać ci go teraz Ludwiko, w obecności rodziny, ponieważ jest w posiadaniu Mieroszewskich od kilku pokoleń…
- … nie mogę teraz powiedzieć ojcu, co zaszło… - myślała gorączkowo Ludwika. Nie wiedziała, jak postąpić. Nie chciała także pozwolić, by ojciec znalazł się w kłopotliwej sytuacji.
- … nosiło go wiele pięknych i mądrych kobiet, Ludwiko – ciągnął hrabia. – Teraz należy do ciebie. Niech przyniesie ci szczęście.
Ludwika podziękowała. Zrobiła to automatycznie, całą uwagę koncentrując na przedmiocie w ręku hrabiego.
Trzymając sakiewkę, zdała sobie sprawę z jej ciężaru. Bez wątpienia coś znajdowało się w środku. Poczuła nagłą potrzebę, żeby otworzyć i sprawdzić, co zawiera. Nie mogła czekać ani chwili dłużej. Chciała rozwiać wszelkie wątpliwości.
Zajrzała do środka i …
- Mój naszyjnik! – zawołała, jak nie czynią tego dobrze wychowane panny na progu zamążpójścia.
Ojciec roześmiał się, wyraźnie zadowolony, że sprawił jej tak wielka przyjemność.
Ludwika nie potrafiła ukryć radości i zaskoczenia.
- Nie roszczę sobie prawa, byś nosiła go w wyjątkowych chwilach…ale pamiętaj o starym ojcu - powiedział hrabia.
Ludwika uśmiechnęła się do niego, a on nagle odkrył, że czas szybko mija i córka nie jest już małym dzieckiem tylko dorosłą osobą.
- A teraz rozkazuję wszystkim udać się na śniadanie! – obwieścił pan domu.
- Jakim cudem… - zapytała Anna, zbliżając się do Ludwiki.- Nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam…
- Ciiicho… - syknęła Ludwika. – Ktoś usłyszy. Domyślam się, że to sprawka Róży.
I tak też było. Po zakończonym spotkaniu, gdy młoda służąca przyszła zająć się garderobą swojej pani, Ludwika usłyszała potwierdzenie, że jej plan powiódł się. Hela znalazła naszyjnik i zapragnęła go zatrzymać. Gdy jednak dowiedziała się, że jest cudzą własnością, uczciwość nie pozwalała jej zatrzymać cennego przedmiotu i postanowiła go zwrócić. Nie mogła się jednak nikomu zwierzyć. Nieświadoma faktu, że Róża obserwuje każdy jej krok, Hela zakradła się do spiżarni w oficynie i wrzuciła naszyjnik do kosza, w którym przynoszono do kuchni warzywa.
- Niewiele brakowało – powiedziała Róża. – Pan chciał wczoraj po południu wyjąć naszyjnik… ale… udaremniłam jego zamiary.
- Jak odwiodłaś go od tego planu? – dopytywała Anna.
- Zepsułam zamykanie szuflady – wyznała Róża.
Dziewczęta wybuchnęły śmiechem.
- Który naszyjnik dziś założysz? – zapytała Anna.
- Ojciec zasugerował, żeby to był dar narzeczonego – wyjaśniła Ludwika. – Z radością spełnię jego wolę.
- Nie rób tego! – zawołała Anna. Pobladła nagle i wyglądała na przestraszoną.
- Dlaczego? – zdziwiła się Ludwika.
- Perły to łzy. Zwiastują rozstanie – wyjaśniła Anna. – Twój los i los ofiarodawcy zostaną na zawsze podzielone.
- To przesąd! – zaprotestowała Ludwika. – Gadanie nic nie warte! Dar od ojca to przeszłość, dzieje naszej rodziny. Prezent od narzeczonego – przyszłość. Założę perły. Nic złego nie może się wydarzyć.

Tutaj kończy się nasza opowieść o Błękitnej Ludwice. Kończy się kwiecień – miesiąc poświęcony tej niezwykłej postaci. Ostatnia właścicielka Gzichowa pozostała w świadomości mieszkańców Będzina i Zagłębia Dąbrowskiego dzięki legendzie, smutnej opowieści o nieszczęśliwej miłości.
Nie wiemy, jaka Ludwika była naprawdę. Może była jedną z wielu uwięzionych w sidłach konwenansu, dobrze wychowanych panien na wydaniu, córką znamienitego rodu? Może była zaradna i przedsiębiorcza, jak bohaterka naszej opowieści? Ceniła przyjaźń i lojalność ponad wszystko? Pogardzała niżej urodzonymi?
Nie wiadomo, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby została panią Niemojewską. Czy gdyby znalazła szczęście pamięć o niej przetrwałaby stulecia? Byłaby dobrze zorganizowana czy roztargniona? Rozważna czy romantyczna?
Jeśli chcieliby Państwo podzielić się z nami pomysłami na temat alternatywnej historii życia tej postaci – zapraszamy. Odpowiedzi prosimy zamieszczać na facebooku lub wysyłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Rozwiązanie zagadki nr 6.
W przededniu zaręczynowego balu Ludwika mogłaby sprawdzić czas na zegarze w typie architektonicznym (trzecie zdjęcie), który pochodzi z XVIII wieku. Pozostałe zegary: kominkowy w sali centralnej pochodzi z połowy XIX wieku, kominkowy „więźniarka” (sala złota) z 1846 roku, pozostałe zegarki – współczesne. Gdyby natomiast jako duch, 20 kwietnia 2020 roku chciała dowiedzieć się, która jest godzina, ma do dyspozycji wszystkie czasomierze ;-)
Ludwika chciała porozmawiać z młodą pokojówką Helą.

Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY