To, zdawałoby się, oczywiste – w potokach, rzekach, jeziorach – wszędzie tam, gdzie mają swoje siedziby. Ale niekoniecznie.

Otóż były takie raki, które zimowały na butach. W średniowieczu kwestia obuwia była w ogóle traktowana nieco mniej zobowiązująco, niż w czasach nam współczesnych. Owszem, znane były buty, skórzane, nieraz nawet finezyjnie zdobione ażurem i haftem, o czym wiemy z wykopalisk i z tak zwanych źródeł ikonograficznych, czyli przedstawień postaci  ludzkich w sztuce. Wiemy też, że niektóre niewiasty nosiły pierścionki nie tylko na palcach rąk lecz także i nóg. Bardzo niewygodnie byłoby zakładać  wtedy buty. Przypuszczamy, że w okresie letnich miesięcy często poruszano się bez nich. Okoliczności też były bardziej sprzyjające niż obecnie. Ludzkie ścieżki nie bywały wylewane asfaltem, czy wykładane betonem. Chodzono po ziemi, trawie lub co najwyżej po kamiennych, wydeptanych brukach. Tak czyniono latem. Natomiast zimą, przy ostrzejszym niż dzisiaj klimacie, trzeba już było nosić buty lub przynajmniej plecione łapcie. Kiedy, na przykład, chciano poślizgać się po zamarzniętym stawie, przywiązywano do butów kościane łyżwy. Można je było wykonać samemu, wystarczyło podpiłować po obu stronach zwierzęcą kość, tak, żeby powstała podłużna, ostra krawędź oraz przebić z przodu i tyłu otwory do przywiązania. I tak się ślizgano. Jeśli zaś ktoś miał poważniejsze sprawy na głowie niż zimowe zabawy, sprawiał sobie inny sprzęt. Ten już trzeba było zamówić u kowala. Niechcianym poślizgom zapobiegały raki. Były to niewielkie podkówki, takie jak na zdjęciu. Przybijano je do obcasów po stronie spodniej. Skutecznie chroniły zimowych wędrowców, poruszających się po zbyt wygładzonym podłożu, przed utratą równowagi.


Design Joanna Kobryń © Muzeum Zagłębia w Będzinie

MAPA STRONY